wtorek, 28 października 2014

#1. Nowy

*13 lat później*

Szybciej, zwinniej, dalej. Widzę go. Jest niedaleko, wręcz pod nosem. Czuje każdy mililitr krwi w jego maleńkim króliczym ciele. Łapy ledwie dotykają ziemi, a futro zmoczone jest od porannej rosy.
Szybciej, zwinniej dalej...
Tylko metr dzielił mnie od zdobyczy, jeden maleńki sus. Już jest mój. Już czuję jego delikatny smak. Szykuję się, wyskakuje i... czuję, że ktoś lub coś uderza we mnie z wielką siłą. Od razu się otrząsam i pokazuje zęby warcząc ostrzegawczo. Mój przeciwnik robi to samo. Jego szaroniebieskie futro lśni w leniwym słońcu poranka, a złote oczy patrzą w jeden punkt - na mnie. Kręciliśmy się w kółko jak na jakiejś karuzeli życzeń. Tylko ja i on - nikt więcej. Już szykowałam się do ataku gdy zza mnie wyskoczył wielki , napuszony czarny wilk. Zaszczekał pokazując zęby i przy tym swoją wyższość. Szaroniebieski wilk widocznie przestraszony, skulił się i uciekł w kierunku z którego wybiegł. Wiedziałam, że czarny wilk, a w uproszczeniu mój tata dalej tam stoi, ale nie obchodziło mnie to. Wkurzył mnie. Nie jestem tą samą małą dziewczynką, którą kopnęła sarna i połamała 2 żebra, byłam silniejsza.
Wchodząc na podwórko zmieniłam swoją postać, dalej mnie to jeszcze bolało, ale to nie był tak silny ból jak kiedyś, zabrałam swoje rzeczy i poszłam pod prysznic. Była godzina 5:45, więc do dzwonka na pierwszą lekcje miałam jeszcze 2 godziny i 15 min. Po wyjściu z kabiny, ubrałam się w naszykowane ubrania, a na włosach miałam turban z ręcznika. Schodząc na parter domu poczułam zapach świeżo zaparzonej kawy, którą piła mama i jajka na bekonie, które przyrządzał tata. Usiadłam na jednym z krzeseł i nalałam sobie soku pomarańczowego. Mojej młodszej siostry jak zwykle nie było przy śniadaniu. Jeśli Pen nie spędzi co najmniej 2 godzin przed lustrem to oznacza, że jest chora. Akurat do kuchni wszedł tata i usiadł na przeciwko mnie. Posmarowałam tosta masłem i wzięłam gryza.
- To jak córciu Ci poszło polowanie ? - spytał z szyderczym uśmiechem.
- Ty się jeszcze jak mi poszło ?! Kpisz sobie ze mnie ?!
- Claro, nie takim tonem do ojca - wtrąciła się moja mama. Po urodzeniu Penelope stała się strasznie sztywna.
- Nie mam 10 lat, żeby ochraniać mnie przed innym wilkiem ! Dałabym sobie radę.
- Nie wątpię, ale nie chcę by mojej córeczce się coś stało.
- Masz Pen, ją ochraniaj nie mnie - zostawiłam całe śniadanie na stole i pobiegłam na poddasze. Tam mieścił się mój pokój, moje sanktuarium. Nagle zauważyłam, że drzwi od mojego pokoju są otwarte. Od razu wyczułam Pen. Z wielkim impetem wpadłam do pokoju i rzuciłam na siostrę pokazując zęby - Co ty robisz w moim pokoju ?
- Ja... Ja... Bo ty masz tą fajną bluzkę w kropki i... chciałam ją sobie pożyczyć ? - stwierdziła niewinnie.
- Wynocha z mojego pokoju, ale już ! - dziewczyna wybiegła z pokoju, ale zaraz znów wychyliła się zza drzwi.
- To jak po...
- WYNOCHA ! - krzyknęłam aż reszta domowników się zbiegła.
- Co się tutaj dzieje ? - spytała matka.
- Nic - odparłam cicho i zdjęłam z głowy ręcznik - Nic w co by musiał tata ingerować.
- Oj maleńka, obiecuje następnym razem w niczym Ci nie pomogę.
- Ta ? Zawsze tak mówisz, ale wychodzi inaczej. Teraz przepraszam, chce się naszykować do szkoły - wszyscy powychodzili. Nawet Pen już nie wróciła. Rozczesałam włosy i zostawiłam mokre. Gdybym miała je wysuszyć suszarką, prędzej by się spaliła. Długie blond loki spływały mi na ramiona i kończyły dopiero przy biodrach. W salonie siedział tylko dziadek, nie lubiliśmy się. Uważał mnie za beszczelną smarkule, a ja jego za zgrzybiałego trolla. Jego ulubienicą była Penelope gdyby miał wybór , na pewno wywiózł by mnie na Syberię. 
W kuchni stała już torebka z moim drugim śniadaniem. Złapałam ją w biegu, założyłam buty oraz kurtkę i wyszłam z domu. Najbliższy przystanek, z którego odjeżdżał autobus do szkoły był na przedmieściach New Hempshire. Jedyną drogą, która tam prowadziła była droga przez las. Schowałam ręce do kieszeni i poszłam w głąb. W sumie uwielbiałam chodzić przez las. Był moim drugim domem , miejscem gdzie byłam w 100% sobą - byłam wilkiem. Nagle usłyszałam trzask gałęzi są sobą kątem oka spojrzałam za siebie. Wzięłam głęboki wdech i wciągnęłam woń osobnika. Smród bagna i trawy był nie do wytrzymania. Szybko schowałam się za drzewem i czekałam na moment. Szedł , był co raz bliżej co raz bardziej smród drażnił moje nozdrza. Od razu zapaliła mi się lampeczka oznaczająca, że mój zwierzęcy instynkt wszedł na wyższe obroty. Oczy zmieniły kolor na jasno żółty, a z ust wyszedł cichy warkot. Kroki stają się głośniejsze, jeszcze chwila, nie ważne czy to będzie sarna czy inny wilk, jest mój tylko mój. Skok i z impetem wpadłam na to coś. 
- Co ty odwalasz ? - od razu rozpoznałam głos mojego przyjaciela Jimmy'iego, a zaraz potem śmiech kolejnej mojej przyjaciółki - Kate. Jimmy lub jak mówią na niego koledzy z drużyny Jim, jest wysokim brunetem o zielonych oczach. Na początku szkoły był strasznie gnębiony przez chłopaków przez to, że przebywał w szpitalu psychiatrycznym. Załamany po stracie ojca w wypadku chciał popełnić samobójstwo, a jemu została tylko wielka blizna na plecach. Ja i Kate pierwsze wyciągnęłyśmy do niego pomocną dłoń. Jest z reguły nieśmiały i spokojny. Jedynie przy nas i kolegach z drużyny pokazuje prawdziwego siebie. Oczywiście jest zagorzałym fanem koszykówki.
Kate to drobna dziewczyna z rudymi włosami. Normalnie nosi soczewki, ale do szkoły woli zakładać okulary. Jej zapał i miłość do nauki odziedziczyła po rodzicach. Jej tata jest naukowcem, a mama chirurgiem. Jest strasznie bogata, ale woli nie wyróżniać się z tłumu i być neutralna. Nie interesują ją chłopcy i damskie sprawy. Najchętniej gadałaby tylko o całkach, algorytmach lub fotosyntezie.
No i ja - Clara , normalna dziewczyna o jasnoniebieskich oczach i blond kręconych włosach. Jestem inna niż reszta mojej rodziny. Wszyscy mają ciemną karnacje, ciemne oczy, włosy, a ja jak dziwaczka jestem cała jasna. Rodzice powiedzieli, że mój drugi dziadek, a tata mamy - Beck związał się z kobietą, która wręcz wyglądała tak samo. Miała na imię Gwen, jej futro było jasnoszare, a oczy nawet w wilczej postaci miała niebieskie.
- Przepraszam Jimmy, myślałam, że ktoś za mną idzie. Wiesz, że mam obsesję na tym punkcie. 
- Ale nie musiałaś tak na mnie wpadać.  Auć, dziewczyno ile ty masz siły.  
- Ćwiczenia robią swoje - skłamałam. Jimmy i Kate nie wiedzą kim jestem. Rodzice zakazali mi rozmawiać z ludźmi na temat wilkokrwistych. Naraziłabym wszystkie wilki na niebezpieczeństwo.
- To jak ? Przygotowani do testu z matmy ? - spytała Kate. Była geniuszem matematycznym, każde równanie umiała obliczyć w pamięci - Ja siedziałam pół nocy by się przygotować i...
- Tak wiemy wszystko umiesz - wtrącił się Jimmy - Ja jak zawsze zamierzam oblać.
- Oh mógłbyś się chociaż raz przyłożyć ! To ostatnia klasa - Kate i Jimmy zaczęli się kłócić, ale ja myślami byłam gdzie indziej. Nadal w głowie siedział mi szaroniebieski wilk, był nowy widać to było po jego zachowaniu. Był zbyt dziki, nawet jak na wielki ród West'ów, którzy od ludzi trzymali się z daleka. Pewnie Alaric zaczął tworzyć nową linię krwi - A ty Clara ?
- Co ja ?
- Przygotowana do testu ?
- Trochę się uczyłam, nie za specjalnie. 3 mi wystarczy z matmy. Po za tym Pani Higgins mnie nie lubi, więc na wyższą ocenę nie liczę u niej - doszliśmy na przystanek i akurat podjechała nasza ' żółta limuzyna ' .
- Cześć Elen, z czym dzisiaj masz ? - Elen to kierowca autobusu. Czerwone włosy, tona makijażu z żarówiastymi cieniami do powiek, bluza, wymięta koszulka, wymięte spodnie jak by je z psu z gardła wyciągnęła i zniszczone trampki. Zawsze wymieniamy się kanapkami.
- Kurczak, a ty maleńka ?
- Jak zawsze tuńczyk - podałam jej swoje śniadanie, a jej zwinęłam z półeczki obok kierownicy. Usiadłam obok Kate i autobus ruszył. Po paru minutach zatrzymaliśmy się na kolejnym przystanku.
- Przecież nigdy się tutaj nie zatrzymywaliśmy - stwierdziła Kate. Nikt od nas ze szkoły nie rozpoczynał swojej drogi do męczarni z tego przystanku. Po szkole chodzi legenda, że każdego kto chciał jechać z tego miejsca potrącił samochód. Drzwi się otworzyły, a do autobusu wszedł chłopak. Zwyczajny, nastolatek nie było w nim nic niezwykłego, ale od razu wyczułam wilczy zapach. Nawet przez te perfumy można było go wyczuć. Poszedł na sam koniec i wręcz rozwalił na siedzeniu. Był całkiem przystojny - blond włosy, zielone oczy, niby nic interesującego, ale jednak. Szmery innych uczniów odbijały mi się w głowie, nie mogąc tego słuchać założyłam słuchawki i włączyłam którąkolwiek piosenkę. Autobus podjechał na szkolny dziedziniec i wszyscy jak fala wysiedli z autobusu. Mi , Jimmy'iemu i Kate nie śpieszyło się, wysiedliśmy jako ostatni. Chłopak z końca autobusu gdzieś zniknął zaraz po wyjściu z pojazdu. Na wejściu musieliśmy spotkać 4A - Ashley , Amanda , Ana i Angie. Od pierwszej klasy trzymają się razem i dyktują warunki w szkole.
- Hej Ana, czy dzisiaj mamy dzień mokrego szczura ?
- Nic nie słyszałam o tym Ashley , ale jak widać inni codziennie go obchodzą - już miałam do nich podejść, ale zatrzymał mnie Jimmy.
- Daruj sobie, nic to nie da - nagle nasze cztery modeleczki zaczęły się poprawiać, dawać kolejną warstwę błyszczyku na usta i układać włosy.
- Cześć Rydhian - powiedziały zgodnym chórem. Były słodsze niż moja herbata. Za nami szedł blond świerzak.
- Emm... cześć - odburknął tylko i wszedł do środka szkoły. Dziewczyny od razu zaczęły piszczeć i skakać, bo nowy przystojniak się do nic odezwał. Poszliśmy w ślady nowego i weszliśmy do środka. Od razu podeszłam do swojej szafki, wybiłam odpowiedni kod i wrzuciłam do niej książki. Matmę miałam trzecią, więc spokojnie mogłam powtarzać materiał. Po chwili poczułam wilczy zapach nowego, spojrzałam zza szafki. Stał koło metr ode mnie i wkładał książki. Postanowiłam się przywitać.
- Cześć, jestem Clara, a ty ? - wyciągnęłam rękę i geście przywitania, starałam się być jak najbardziej miła.
- Daruj sobie - odburknął chłopak.
- Niby co ?
- Za chwilę przyjdzie zgraja Twoich koleżków i zacznie się ze mnie śmiać lub coś gorszego, nie szukam awantur.
- Chciałam się po prostu poznać. Widać, że nie znasz tutaj nikogo, więc chciałam być tylko miła - stwierdziłam. Dopiero teraz chłopak spojrzał na mnie i przeleciał wzrokiem zatrzymując się na oczach. Ożesz w morde jeża ! Jakie on ma cudne oczy !
- Jestem Rydhian.
- Miło mi Cię poznać, powiedz... długo mieszkasz w New Hempshire ?
- Nie, od tygodnia. Z rodzicami mieszkamy na przedmieściach koło lasu.
- Ooo fajnie się składa, bo też mieszkam koło lasu. Może wyszlibyśmy na jakiś spacer lub coś.
- Patrzcie Delmor już podrywa nowego ! - koło nas przeszli Harry i jego zespół. Kiedyś Harry chciał być ze mną, ale spławiłam go i teraz się odgrywa. Usłyszałam jak z gardła Rydhiana wydobywa się cichy warkot.
- Nie przejmuj się, oni tak mają.
- Denerwuje mnie jak ktoś wymyśla plotki - stwierdził chłopak.
- Znudzi im się. Więc... w której klasie jesteś ?
- 3G, teraz mam chemię z...
- Panem Moon'em - wtrąciłam mu się w słowo - Jesteśmy razem w klasie. Mamy dzisiaj zajęcia na dworzu, więc zbiórka jest na boisku.
- Dobrze wiedzieć - blondyn uśmiechnął się lekko w moją stronę, a ja odwzajemniłam gest, tylko mocniej - Uśmiechaj się częściej, do twarzy Ci z nim.
- Eee ?
- Chodź, bo się spóźnimy - akurat zabrzmiał dzwonek i poszliśmy w kierunku drzwi ewakuacyjnych. Nasza szkoła nie była duża. Parę klas, w których mieliśmy po kilka przedmiotów wystarczały do edukacji, a sala gimnastyczna była na tyle wysoka i duża, że można było rozgrywać zawody. Doszliśmy do Jimmy'iego i Kate.
- Kochani poznajcie Rydhiana, Rydhian to Jimmy i Kate - blondyn kiwnął głową niezafascynowany poznaniem moich przyjaciół. Po chwili wyszedł pan Moon. Siwy starszy Pan o zaufanych oczach i miłym przysposobieniu. W brodą i swoją tuszą wyglądał jak elegancki Święty Mikołaj.
- Witam młodzieży - powiedział swoim donośnym głosem. Dla mnie, nawet oddalonej od niego o parę metrów był jak wybuch bomby zaraz obok.
- Dzień dobry Panie Moon - odpowiedzieli wszyscy. Każdy miał na sobie kurtki, szaliki, czapki i rękawiczki. Październik w New Hempshire zawsze zwiastował, że za chwilę zacznie się zima, a dla mnie będzie to idealna pora roku by w spokoju polować. Ze względu na moje białe futro, którego żaden wilk jeszcze nie miał, rodzice mówią, że albo jestem wybrykiem natury, albo to dar. Nie chcieli mi dokładnie powiedzieć o co chodzi z tym darem, a ja byłam zbyt mała żeby nie dostosować się do rozkazów.
- Dzisiaj będziemy analizować kwasowość gleby. Uczyliśmy się teorii na poprzednich zajęciach, a teraz wykorzystamy to w praktyce. Dobierzcie się w pary na razie - spojrzałam na Rydhiana, on na razie bazgrał coś w zeszycie.
- Claro, jak widać zajęłaś się nowym uczniem. Dobrze, macie tutaj probówki, idźcie do lasu i zbierzcie trochę gleby do nich - nauczyciel wręczył mi 6 próbówek z jakimś płynem w środku, do tego jeszcze papierki wskaźnikowe* - Weźcie podręczniki, a swoje obserwacje i analizy zapisuje w zeszytach.
- Chodź, mamy robotę - szturchnęłam chłopaka, a on w akcie obrony pokazał zęby. Inni uczniowe pomyśleli by, że jest porostu dziwny niestety ja znałam prawdę. - Mamy iść do lasu i zebrać do tych próbówek trochę ziemi i zanalizować. Rusz się.
- Nie atakuj mnie tak z nienacka.
- Doobra przepraszam, że w ogóle się do Pana odzywam, Panie Nie Dotykaj Mnie - zabraliśmy torby i poszliśmy w stronę lasu. Przeczytaliśmy jeszcze w książce co mamy zrobić i zabraliśmy się do roboty. Każde z nas miało po 3 probówki. By wyniki nie były te same odsunęliśmy się od siebie dość daleko. Idąc po za ścieżką zbierałam co i rusz inną glebę, aż w końcu znalazłam wręcz pustynię. Żółty piasek był idealną rzeczą do ukończenia naszych zbiorowisk. Nagle usłyszałam głośny warkot. Zostawiłam wszystko i sprintem ruszyłam do celu. Zobaczyłam Rydhiana i jakiegoś obcego mężczyznę. Obydwoje wyglądali jak by mięli za chwilę skoczyć sobie do gardeł. Nie wiedziałam jaką siłę ma ten obcy i jaką siłę posiada Rydhian. Rozsądek podpowiadał mi by uciekać, ale wilczy instynkt górował mimo to. Może to ten szaroniebieski wilk z rana, który chamsko rzucił się na mojego królika. Teraz miałam szansę go dopaść, mojego ojca nie było w pobliżu. Nie obchodziło mnie czy Rydhian odkryje, że jestem jedną z nich o ile już tego nie zrobił. To był mój czas, w sumie... mój i Rydhiana. Skoczyłam i znalazłam się obok blondyna.
- Odejdź stąd tu jest niebezpiecznie - zagrodził mnie całym ciałem i nie pozwalał dojść.
- Nie masz po co jej bronić, obydwoje zginiecie w męczarniach. Będę wyżerał wasze młode mięso powoli... byście czuli jak najwięcej bólu.
- A zacznę od tej słodziutkiej panienki - nie wytrzymałam. Odepchnęłam chłopaka i stałam oko w oko z tamtym. Od razu poczułam lekkie odruchy wymiotne i łamanie kości. Z każdą przemianą przyzwyczajałam się do tego i co raz szybciej ona zachodziła.
Wszystkie zmysły wyostrzone. Każda cząsteczka mojego ciała drżała przez adrenalinę i chęć rozerwania mężczyzny na strzępy. Uszy skierowały się do tyłu gdy metr ode mnie usłyszałam warczenie. Obok mnie stanął... szaroniebieski wilk. Więc skoro Rydhian jest wilkiem z rana to kim był ten tutaj. Przed nami stanął wychudzony i wyliniały brunatny wilk. Widać było na ciele plamy po jego wyrwanej sierści. Pewnie był włóczęgą szukającym zaczepki lub pożywienia. Blondyn miał już zaatakować brunatnego wilka gdy usłyszeliśmy głos pana Moona. Tamten wilk uciekł, a my przemieniliśmy się. Na całe szczęście były wysokie paprocie, w których mogłam się ubrać. 
- Claro, Rydhiane ! Jesteście tam ?!
- Tak już idziemy Panie profesorze - zabraliśmy swoje rzeczy i akurat przyszedł Pan Moon - Po prostu znaleźliśmy interesującą glebę i nie mogliśmy się oprzeć by jej nie zbadać.
- A powiedzcie mi co się tutaj działo ? Czy wy przypadkiem nie... - spojrzeliśmy za siebie, wszędzie leżały kawałki szkolnego mundurka.
- Przecież my mamy swoje mundurki na sobie - pokazałam na nas z niewinnym uśmieszkiem.
- Może inni uczniowie zrobili sobie lekcję biologii - dodał Rydhian wzruszając ramionami - W szkole nie tylko jest nasza klasa.
- Faktycznie, może... No dobrze chodźcie na was tylko czekamy - uśmiechnęliśmy się z chłopakiem i poszliśmy za Panem Moonem. Reszta lekcji minęła... nawet nie wiem kiedy. Co chwilę zerkałam na Rydhiana i nie mogłam uwierzyć, że to mój przeciwnik. Teraz nie dziwię się czemu uciekł przed moim tatą. Jest młodszy. Młode wilki muszą pokazać pokorę i lojalność starszym. Nie ważne czy wilk jest z obcej watachy. Jeśli Rydhian zaatakował by mojego tatę, musiał by opuścić New Hempshire i być zesłany na łaskę natury i lasu. Po za tym, gdybym była na jego miejscu sama bym sie przestraszyła takiego napuszonego zwierzęcia. Reszta lekcji minęła dość szybko. Okazało się, że Pani Higgins musiała pilnie jechać do szpitala, bo jej syn miał wypadek. Reszta lekcji minęła dość szybko. Miałam teraz masę pytań, które chciałam zadać Rydhianowi. Znalazłam go na przystanku szkolnym.
- Rydhian, może pójdziemy na piechotę ? - podeszłam do niego i stanęłam jak najbliżej niego by tylko on słyszał.
- A to robi jakąś różnicę ?
- Oj chodź i nie marudź - wyszliśmy z tłumu i skręciliśmy zaraz za szkołą - Tędy jest szybciej po prostu.
- A przypadkiem nie chcesz pogadać o tym kim jestem i Ty jesteś ? Nie powiedziałbym, że jesteś mięsożerną bestią. Wydajesz się być za delikatna.
- Ja za delikatna ?
- No królika jakoś nie umiałaś upolować.
- Bo mi przeszkodziłeś ! Już był by mój gdybyś nagle nie wyskoczył !
- A ten czarny to ?
- Mój ojciec. Wszędzie musi się wtrącać.
- Ojej mała dziewczynka musi mieć tatusia do obrony - w jednej chwili znalazłam się przed nim. Był ode mnie wyższy o głowę, więc mierzenie wzrokiem nic nie da.
- Ojciec to mały pikuś w porównaniu co ja ci mogę zrobić - wycedziłam przez zęby.
- Już nie denerwuj się, bo za chwilę się przemienisz. Po za tym, za długo czekasz na moment.
- Jak za długo ?
- To musi być moment. Masz wyznaczoną ofiarę, tropisz ją, gdy ją już znajdziesz zatrzymujesz się na chwilę, dosłownie ułamek sekundy i rzucasz się z wściekłością odrywając jej głowę i...
- Dobra oszczędź mi szczegółów jak jestem człowiekiem. To jak mam to zrobić ? Do póki nie przemyślę wszystkiego, nie ocenię czy w pobliżu są jacyś ludzie nie zaatakuję.
- Mówię za dużo myślisz, spójrz. Zamknij oczy i oddychaj głęboko. Skup sie na węchu - zrobiłam to co kazał - Czujesz to ? Zapach drzew sosen i żywicy, zapach wilgotnej ziemii... Zapach królika.
- Ej faktycznie czuje, jest gdzieś... nie daleko.
- Dobrze, a teraz zatkaj jeszcze nos i...
- I mam się udusić ?! Ty mnie chcesz zabić czy jak ?!
- Nie, oddychać możesz buzią. Skup się na słuchu. Powiedz, co słyszysz ?
- Emm... Szum drzew zaraz nad nami, płynący potok jakiś kilometr od nas...
- A krew płynącą w żyłach królika ?
- Nie, przykro mi. Takie rzeczy czuje tylko w postaci wilka.
- To nie postać cię ogranicza tylko ty sama. Jesteś za bardzo zamknięta na zasady jakimi Cię wychowano. 
- No i ? To chyba nic złego.
- Nie możesz być sobą, ale cóż koniec lekcji na dzisiaj. 
- Nie proszę, chce wiedzieć więcej - blondyn już miał odchodzić, ale złapałam go za rękę - Rydhian proszę. Rodzice nic mi nie chcą powiedzieć, ciągle muszę stosować zasad by żyć wśród ludzi.
- I tak już Ci sporo pokazałem, jutro dokończymy - akurat moja komórka zaczęła wibrować, na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Jimmiego.
- No co tam ?
- Lecisz za godzinę do News ? - to jedyna kawiarenka w mieście. Obskurne miejsce, ale ma swój urok. Prowadzą ją Beth i James New.
- Jasne ! Spotkamy się na miejscu - rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni kurtki - Dzwonił Jimmy, pytał się czy idziemy do News. Idziesz też ?
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- Czemu ?
- Twoi znajomi mnie raczej nie lubią - burknął.
- Nie znają Cię po prostu. Jimmy i Kate nie są jak Harry czy 4A. Są normalni.
- Też są wilkokrwistymi ?
- Nie i nie wiedzą, że ja jestem. To jak idziesz ?
- Mogę iść - chłopak wzruszył ramionami i poszliśmy w dalej. Podczas drogi nic nie mówiliśmy. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to on jest tym wilkiem. Jako człowiek wydaje się taki spokojny i zrównoważony. Jak by żył wśród ludzi od urodzenia.
- Spotkajmy się na przystanku szkolnym, z którego dzisiaj wsiadałeś za 40 minut - pokiwał głową i poszedł w swoją stronę, a ja w swoją. Na podjeździe stał tylko srebrny Mercedes mamy. Weszłam do domu rozebrałam się z ubrań wierzchnich, torbę zostawiłam w przedsionku.
- Cześć córcia - odezwała się kobieta z kuchni.
- Hej, dzisiaj obiadu nie jem - zakomunikowałam i skierowałam się w stronę schodów.
- A to czemu ?
- Idę z Jimmy'im i Kate do News.
- Masz tu 20 funtów, powinno starczyć - mama wyjęła pieniądze z portfela i mi podała. Spojrzałam na nią spode łba - No co ?
- Nigdy nie dawałaś mi pieniędzy, kim jesteś i co zrobiłaś z moją mamą ?
- Po prostu pomyślałam, że raz na jakiś czas mogę Ci dać to źle ?
- Nie, ale... albo dobra nie ważne. Dziękuję - poszłam do pokoju i przebrałam w pierwsze lepsze ciuchy. Popsikałam parę razy perfumami, a włosy zostawiłam jak zawsze w nieładzie przeczesując palcami. Zbiegłam na dół , zabrałam rzeczy i wyszłam. Włożyłam słuchawki w uszy i poszłam w stronę przystanku. Gdy doszłam w wyznaczone miejsce Rydhiana jeszcze nie było, więc usiadłam na ławeczce. Spojrzałam na zegarek w telefonie, było ja już 17:45. W oddali zauważyłam blondyna, wstałam i miałam zamiar iść w jego kierunku gdy drogę zastawił mi Harry.
- Gdzie się wybierasz ? - spytał z tym swoim uśmieszkiem.
- Nie powinno Cię to obchodzić, zajmij się swoim życiem - próbowałam ominąć go jakoś , ale popchnął mnie lekko - Zejdź mi z drogi.
- Ha ! A jak nie ?
- To inaczej pogadamy, puść ją - do rozmowy wtrącił się Rydhian. Harry gdy tylko się odwrócił udało mi się uciec i stanęłam za ramieniem blondyna.
- Jeszcze zobaczymy - wsiadł do swojego auta i odjechał. Odetchnęłam z ulgą gdy jego auto zniknęło za rogiem.
- Czemu się spóźniłeś ?
- Mama prosiła bym jej pomógł z noszeniem gratów.
- A tak naprawdę ?
- No serio Ci mówię ! Wymyśliła sobie, że założy ogródek - nie wnikałam dalej w szczegóły. Pod News byliśmy 10 minut po czasie. Weszliśmy do środka i ogarnęło nas ciepło. Jimmy i Kate już siedzieli przy naszym stoliku koło grzejnika. Rozmawialiśmy jak zawsze o wszystkim, nawet Rydhian włączył się do rozmowy. Choć nie był takim fanatykiem sportu jak Jimmy od razu się polubili.
- Rydhian gdzie poprzednio mieszkałeś ?
- W przyczepie kempingowej, jeździliśmy po Wielkiej Brytanii. Rodzice chcieli się wreszcie ustatkować i zostaliśmy w New Hempshire.
- To nie chodziłeś do szkoły ?
- Moja mama jest nauczycielką, więc jakąś wiedzę mam. Nie jest jakaś wielka jak Kate, ale lepsza taka niż wcale - po wypiciu gorącej czekolady stwierdziliśmy, że pora iść już do domu. Kate poszła w stronę centrum, a ja , Rydhian i Jimmy na przedmieścia.
- No to co, do jutra w szkole - stwierdziły chłopak. Ze mną pożegnał się buziakiem w policzek, a Rydhianowi podał rękę. Zostaliśmy we dwoje. Nie śpieszyło nam się w sumie. Cisza między nami była dość krępująca, ale dało się ją znieść.
- Odprowadzę Cię pod dom - stwierdził nagle blondyn. Zaskoczyło mnie to trochę.
- A nie będziesz miał daleko do domu ?
- No i co z tego ? W 3 sekundy zamienię się w mięsożerne zwierzę myślisz, że jest coś gorszego w lesie ?
- Inny wilk ! Możesz trafić na jakiegoś idiotę jak dzisiaj w lesie lub na jednego z West'ów.
- West'ów ? Kto to ?
- Wielki ród West. Od lat zamieszkują te tereny, a ich dom mieści się za wzgórzem Nerdi. Są najpotężniejszym rodem wilkokrwistych na świecie i każdy wilk jest podporządkowany nim. Wszelkie zasady zostały spisane podczas Wielkiego Pokoju w XIII wieku przez Lorda Williama West'a by zapobiec wojnom między ludźmi, a wilkami. Przez ten czas kodeks uległ zmianie, sporo zasad zostało trwale usuniętych lub zostały napisane nowe - Rydhian z uwagą słuchał tego co mówię. Widać, że zaciekawiło go to - Ale niektórzy nie stosują się do zasad dlatego Austin West raz na jakiś czas wysyła patrole by zrobiły porządek.
- Chodzi Ci na przykład o tego psychicznego kanibala ?
- Dokładnie, jeśli nie jest już gdzieś za miastem to go złapią i...
- Zabiją ? - pokiwałam głową i głośno przełknęłam ślinę - W sumie kiedyś byłem podobny. Nie trzymałem się zasad. Jeździliśmy ciągle i nie zatrzymywaliśmy się na dłużej niż miesiąc, więc miałem gdzieś to wszystko i robiłem co chciałem. Dopóki nie zamieszkaliśmy tutaj, pora się uspokoić.
- To skoro nie trzymasz się zasad to czemu wtedy uciekłeś przed moim ojcem ?
- Proszę Cię ! Kto by się nie bał takiego napuszonego, wielkiego wilka ! - ukryłam twarz w szaliku by nie wybuchnąć śmiechem. Chłopak widocznie to zauważył, bo stanął przede mną i podniósł mi głowę do góry.
- Nie ukrywaj tego ślicznego uśmiechu - banan wkradł mi się na buzię.
- A właśnie - przybliżyłam się bardziej i dałam chłopakowi buziaka w policzek - Zapomniałam podziękować, za uratowanie mnie przed Harrym.
- Nie ma za co - staliśmy tak jeszcze trochę dopóki mój tata nie wyszedł na ganek i nie zawołał mnie - Widzimy się w szkole.
- Do zobaczenia - blondyn poszedł dalej, a ja weszłam do domu - Za ile kolacja ?
- Umyj ręce i siadaj za chwilę nakładam - zakomunikował tata. U nas mama była kobietą biznesu, a tata robił za gosposię. Projektował różne plakaty, reklamy, okładki, więc większość czasu siedział w domu. Mama była handlarzem nieruchomościami, więc wychodziła rano i wracała późno wieczorem - Zawołaj jeszcze Pen.
- PEEEN KOLACJAAA ! - krzyknęłam najgłośniej jak się da i usiadłam do stołu. Po paru sekundach wleciała do kuchni i zajęła miejsce obok mnie. Nałożyłam sobie stertę naleśników i polałam sosem czekoladowym.
- Co to był za chłopak ? - widelec zatrzymał się w połowie drogi do ust, a kawałek naleśnika spadł na talerz.
- Noo widziałam przez okno ! Ciacho z niego - wtrąciła moja siostra - Ma brata ?
- Kolega ze szkoły - wzruszyłam ramionami wkładając sobie jedzenie do ust.
- A jak ma na imię ? Ile ma lat ? Gdzie mieszka ? Był karany ?
- Tato !
- Chcę wiedzieć z kim spotyka się moja córka.
- Ma na imię Rydhian, ma 18 lat, mieszka niedaleko, i nie nie był karany. Zadowolony ?
- A czy wy już....
- Pogięło Cię ?! Dzisiaj był pierwszy dzień w szkole, ledwo co go znam ! - uderzyłam pięścią w stół i patrzyłam srogo na ojca - Pamiętasz tego wilka z rana, przed którym mnie ' ochroniłeś ' ?! To jest właśnie Rydhian. Tak też jest wilkokrwistym.
- A no to dobrze, nie mam pytań - nie odpowiedziałam. Zabrałam swój talerz i udałam się na górę. Kocham mojego tatę, ale czasami przesadza z byciem wzorowym rodzicem. Po zjedzeniu swojej porcji odstawiłam talerz na biurko i poszłam się przebrać. Związałam jeszcze włosy w luźną kitkę i schowałam się pod kołdrą. Wzięłam jeszcze książkę i przeczytałam parę stron. Po chwili zmorzył mnie sen, odłożyłam lekturę, zgasiłam lampę stojącą obok łóżka i skuliłam się w rogalik zasypiając.
__________

Witam :)
Nie chciałam was męczyć w prologu, ale cóż... teraz będą takie sprawy organizacyjne.
1. Rozdziały będę dodawać raz w tygodniu ze względu na szkołę. Raz na jakiś czas gdy wena mnie dopadnie będą 2 :)
2. W notatce obok macie napisane kiedy będzie następny rozdział . Po każdym rozdziale będzie aktualizacja :)
3. Liczę na szczere opinie w komentarzach oraz na obserwację bloga <3
4. CZYTASZ ? --> KOMENTUJESZ ! :)

sobota, 18 października 2014

Prolog.

- Mamusiu, już nie chce się bawić w chowanego ! - krzyczała mała dziewczynka. Blond loczki oplatały jej pulchną twarz, a w oczach co raz mocniej wzbierały się łzy. Szła leśną ścieżką co chwilę wołając mamę. W małych rączkach trzymała swojego pluszowego królika. Nagle usłyszała czyjś bieg, nie świadoma niczego odwróciła się. Kobieta od razu wzięła ją na ręce i zaczęła biec - Mamusiu gdzie byłaś ?
- Nie ważne skarbie już jest wszystko dobrze.
- A czemu biegniesz ?
- By jak najszybciej być w domu, tatuś już czeka na nas z kolacją.
- A będą frytki ?
- Tak oczywiście skarbie, że będą frytki - po chwili słychać było wycie wilków. Kobieta przyśpieszyła tempa i trzymając jak najmocniej córkę wbiegła do domu. Biegała po całym domu zamykając wszystkie zamki i okna, a mała dziewczynka siedziała na starym fotelu taty i wszystkiemu się przyglądała.
- A gdzie tatuś ?
- Pewnie poszedł do sklepu po Twoje frytki wiesz ? - kobieta pogłaskała małą po główce - Chodź pobawisz się w pokoju, a ja muszę coś załatwić.
- Idziesz po tate ?
- Tak, ale pod żadnym pozorem nie możesz się odzywać dobrze ? Zrobimy tacie niespodziankę - złotowłosa dziewczynka pokiwała ochoczo głową i weszła do pokoju. Usłyszała tylko jak mama wychodzi z domu. Nucąc kołysankę, usypiała swoją lalkę. Nagle usłyszała krzyk, ciekawa co się dzieje zeszła na dół. Na podłodze były kałuże krwi i ślady wielkich psich łap. Poszła dalej i zobaczyła ciała rodziców leżące w salonie.
- Mamo wstań jestem głodna - zero odzewu. Szarpała za ramię swojej rodzicielki, ale nic to nie dało. Nagle usłyszała sapanie. Spojrzała do góry, a w drzwiach stało wielkie zwierze z złotymi oczami. Kłpanęło pyskiem i zaczęło zbliżać się w stronę w dziewczynki. Jego rdzawa sierść lśniła w blasku zachodzącego słońca , a lekko zaschnięta już krew na  pysku była niczym świeżo zrobiony dżem porzeczkowy. Zacisnęła mocniej rączki na pluszowym króliku i patrzyła prosto w oczy bestii. Nie mogła krzyczeć, strach pozbawił ją jakiegokolwiek dźwięku. Leżała skulona na podłodze przytulając jak najmocniej swoją przytulankę. Bestia obeszła ją wkoło kąsając jej delikatną skórę zostawiając małe rany i trącała nosem. Nagle strach odszedł, a na jego miejsce wszedł spokój, wręcz niepokojący spokój. Po paru minutach całe rytuały bestii zakończyły się, a po niej ślad zaginął. Mała nie wiedziała co ze sobą zrobić. Mama zawsze ją uczyła, że w razie niebezpieczeństwa ma iść do sąsiadów by wezwali pomoc. Mimo, że miała zaledwie 5 lat bardzo dużo rozumiała. Tym razem nie chciała nikomu nic mówić. Chciała pobiec, uciec stąd, bo nie czuła się w tym domu już swobodnie jak kiedyś. Wyszła do ogrodu, chłodny powiew wiatru zmierzwił jej loczki, a na skórze pozostawił przyjemną gęsią skórkę. Nagle dziewczynka upadła, głowa wręcz wybuchała z bólu, a nudności co raz bardziej się nasilały. Usłyszała trzask łamiących się kości i zaczęła wręcz wyć z cierpienia. Zaczęła biec w stronę lasu, chciała uciec od tego. Po paru minutach, ból ustąpił. Czuła się znakomicie jak by nic się nie stało, ale jednak wydawało jej się jak by nie była sobą. Wyostrzony węch, doskonały słuch, wzrok miała tak świetny, że mogła zobaczyć mrówkę chodzącą parę metrów od niej. Spojrzała w dół i nie mogła uwierzyć co właśnie widzi. Zamiast stóp miała małe śnieżnobiałe łapki, chciała coś powiedzieć, ale z gardła wydała tylko cichy skowyt. Przerażona i jednocześnie zafascynowana dziewczynka zaczęła biegać po całym lesie. Co chwila potykała się wywalając na ziemię, ale nie przeszkadzało jej to czuła się wreszcie wolna. Do czasu gdy co raz bardziej czuła narastającą samotność i... głód. Miała ochotę na świeże surowe mięso, ale dokładnie nie wiedziała jak je zdobyć. Biegła przed siebie co jakiś czas się zatrzymując i rozglądając za jakimś zdechłym zwierzęciem. Jej uwagę przykuło światło 2 kilometry przed nią. Czuła to, czuła woń świeżej krwi i mięsa. Nagle usłyszała wycie wilka, bardzo blisko tego domu jak by wydobywało się z niego. Wycie przywołania, nie wiedziała skąd dokładnie to wie, ale jej instynkt sam ją pokierował. Powolnym truchtem zbliżyła się do posiadłości. Wielki dom był głównie z drewna. Drewniane ściany, drewniane okna , drzwi, drewniany taras. Widać, że pięknie urządzony, nawet jak na tak odludnione miejsce. Na tarasie ujrzała wielkiego majestatycznego wilka, podobny był do tego co zabił jej rodziców, ale ten był szary i nie miał jednego oka. Odwrócił głowę i patrzył prosto w oczy dziewczynki. Intensywny brąz jego oczu wręcz wołał ją by tu przyszła. Wilk zaczął iść w jej stronę, a ona pędem ruszyła jak najdalej tego domu. Nagle przed nią wyskoczył szczupły złotobrązowy wilk, zaraz po prawej stronie stanął wielki napuszony czarny wilk, za nią stanął szary wilk z tarasu. Wszystkie trzy zaczęły chodzić wokół niej, nie wiedziała co zrób, więc położyła się w geście kapitulacji. Wiedziała jak zachowywują się wilki z filmów dokumentalnych, położenie się oznaczało, że jedna ze stron poddaje się względem silniejszego członka stada. O dziwo reszta wilków stanęła i zrobiła to samo. Złoto brązowa bestia podeszła do dziewczynki i zaczęła obwąchiwać trącając lekko nosem. Mała podniosła pysk i zaczęła naśladować wilka przed nią. Czarny wilk podszedł od tyłu i zaczął obwąchiwać jej intymną część ciała, wilczek zapiszczał i odskoczył lekko w bok. Szary wilk tylko siedział i obserwował całe zajście. Nagle cala trójka zaczęła się przemieniać. Najpierw całe futro schowało się pod skórę, kły zmniejszyły, a paznokcie zastąpiły pazury. Przyszło im to z taką łatwością.
- Trzeba ją szybko zabrać do domu - stwierdziła kobieta - Jeśli nie przemieni się w człowieka do jutra zostanie wilkiem na zawsze.
- Tak wiemy Karmo, nie musisz nam tego za każdym razem powtarzać - zajęczał mężczyzna. Mała nie rozumiała co oni mówią. Słyszała słowa, ale w tej postaci dla niej był to nic nieznaczący bełkot - Przyniosę trochę królika z lodówki pewnie jest głodna.
- Chodź maleńka, nic Ci nie zrobimy - kobieta wyciągnęła do niej rękę. W każdej chwili była gotowa do ucieczki, ale jak to dziecko zaufała kobiecie i powoli podeszła do niej - Ohh jesteś taka śliczna.
- Ale śmierdzi człowiekiem - prychnął staruszek opierający się o drzewo.
- Tato...
- Tylko stwierdzam fakty, jest nowym wilkiem. Na razie trzeba się postarać by przemieniła się znów w człowieka - staruszek odwrócił się i kulejąc poszedł w stronę domu. Chwilę potem wrócił mężczyzna z kawałkiem mięsa w ręce i podstawił pod nos małej. Wzięła w zęby dość spory kawałek królika i w parę sekund zjadła całą porcję nie szczędząc kości.
- Widać, że była bardzo głodna. Nie może dużo ważyć, Mike weź ją na ręce i zabierz do domu.
- No pewnie, bo ja mam na tyle siły - mężczyzna podniósł białego wilczka i obydwoje poszli w stronę domu. Po paru godzinach prób i przygotowań do przemiany udało się wrócić dziewczynce do ludzkiej postaci. Nie obyło się bez przeraźliwego skowytu i wycia. Dziewczynka znów miała swoje małe rączki stópki, a blond loczki okalały jej pulchną twarz.
- Teraz powiedz skarbie jak masz na imię ? - kobieta uśmiechnęła się serdecznie podając małej kubek z gorącą czekoladą.
- Mam na imię Clara - odpowiedziała dziewczynka i upiła maleńki łyk napoju. - A Pani jak się nazywa ?
- Ja mam na imię Karma, a ten stary dziadek co siedzi na fotelu to Bob.
- Wie Pani gdzie jest moja mamusia i tatuś ? Czekają na mnie z frytkami.
- Niestety nie kochanie, ale jak chcesz to zrobię Ci frytki dobrze ? - mała przytaknęła ochoczo i wzięła kolejny łyk, tym razem większy.
- Przygotowałem jej już pokój na poddaszu - do pokoju wszedł czarnowłosy mężczyzna.
- A Pan może wie gdzie jest moja mamusia i tatuś ?
- Emm... - mężczyzna widocznie zakłopotany przejechał dłonią po włosach - Nie wiem, ale postaram się dowiedzieć.
- A jak ma Pan na imię ? - dziewczynka była strasznie ciekawska, wszystko chciała wiedzieć.
- Ja mam na imię Mike.
- A ja Clara ! - złotowłosa uśmiechnęła się do niego i podała mu rękę.
- Miło mi Cię poznać Claro - uśmiechając się równie szeroko odwzajemnił uścisk - Pewnie jesteś głodna i...
- Własnie zrobiłam kolacje dla Clary, smacznego kochanie - dziewczynka usiadła przy stole w kuchni i zaczęła zajadać się frytkami. Nagle do kuchni wszedł zdenerwowany czarnowłosy mężczyzna.
- Dzwonił oficer Parks, znaleźli ciała Violet'ów u nich w mieszkaniu, ale po córce ślad zaginął - obydwoje spojrzeli na Clare. Była już cała wysmarowana ketchupem - Trzeba z nią pojechać na komisariat. Powiemy, że znaleźliśmy ją w lesie.
- I co powiemy ? ' Tak znaleźliśmy dziecko Vanessy i Sama gdy była wilkiem i jak błąkała się sama po ciemnym lesie ' albo jak spyta się co robiliśmy w lesie o tej porze to odpowiemy ' Polowaliśmy jako wilki na sarne ' tak jesteś bardzo mądry Mike - kobieta popukała się pare razy w czoło i oparała o blat kuchenny - Może jak będą ją poszukiwać to powiemy, że to nasza córka.
- Urodziła nam się z dnia na dzień i już ma 5 lat ? Karma, proszę cię. Na pewno mają jej zdjęcia.
- Najlepiej trzeba było ją zostawić w lesie ! - krzyknął z salonu staruszek - Ta mała tylko kłopotów nam przysporzy.
- Jak możesz ! Zostawiłbyś małe dziecko tam ?! Przecież w lesie wręcz roi się od niebezpieczeństw !
- Najwyżej by ją coś zabiło i pożarło .
- Michaelu Delmor, powiedz coś swojemu ojcu, bo mu za chwilę drugie oko wydrapię !
- Karma ma racje tato. Clara to jeszcze dziecko nie dałaby rady przeciwstawić się naturze.
- Dziękuję - mała akurat skończyła jeść i wszyscy zapomnieli o kłótni.
- Chodź skarbie pójdziemy się umyć i spać, pewnie jesteś już zmęczona.
- A opowie mi Pani bajkę ?
- Oczywiście - dziewczynka szybko się umyła i prawie zasypiając w rękach kobiety poszły na górę. Położyły się we dwie na łóżku i po skończonej bajce mała już spała. Kobieta ucałowała ją delikatnie w czoło , zgasiła lampkę stojącą na nocnym stoliku i wyszła. W salonie siedział tylko jej mąż przełączający co chwilę kanał telewizyjny - Nie wiem co mamy zrobić. Tak bardzo staramy się o dziecko, a Clara ...
- Jest jeden sposób - kobieta popatrzyła ze zdziwieniem na mężczyzne, ale nic się nie odzywała - Pójdziemy z nią na komisariat. Jak będą się pytać co robiliśmy w lesie powiemy, że poszliśmy na wieczorny spacer.
- A co później ?
- Clara nie ma nikogo innego, więc zostanie oddana do domu dziecka. Postaramy się o adopcję.
- Wiesz ile będzie trwać całe to składanie papierów ? Clara to człowiek, a nie urządzenie z kartą gwarancyjną.
- Nie mamy innego wyjścia słońce - mężczyzna objął ramieniem swoją żonę i ucałował czubek głowy - Musimy być dobrej myśli.
Po roku zamknięto śledztwo w sprawie zabójstwa Vanessy i Sama Violet'ów. Uznali, że był to atak chorych na wściekliznę zwierząt. Po męczących próbach, udało się Mikeowi i Karmie zaadoptować Clarę. Teraz uczą ją zachowań w wilczym stadzie i jak polować, a co najważniejsze... jak obronić się w razie niebezpieczeństwa.
_____________________
Witam :)
Liczę na szczere opinie w komentarzach oraz mam prośbę i polecanie mojego bloga na innych :) Dla was to kilka sekund , a dla mnie bardzo duża motywacja <3